Pan od Stresu Odcinek 04 – Dlaczego Blue Monday jest szkodliwy?

Odcinek 04 – Dlaczego Blue Monday jest szkodliwy?

Odcinek 04 – Dlaczego Blue Monday jest szkodliwy? post thumbnail image

Odcinek poświęcony mechanizmowi samospełniającej się przepowiedni oraz postanowieniom noworocznym, silne związanym z Blue Monday.

 

Blue Monday


Informacje o podcastach dostępne tutaj.


Dla tych, którzy wolą czytać niż słuchać, transkrypcja:

Witam was w kolejnym odcinku. Porozmawiamy dzisiaj o Blue Monday, czyli najbardziej depresyjnym dniu w roku, który odbył się w miniony poniedziałek. A także o tym, dlaczego uważam, że ten dzień przynosi dużo więcej szkody niż jakiegokolwiek pożytku.
Wojtek Cechowski, Pan od Stresu, Zapraszam.

Czym jest Blue Monday?

Ten odcinek miał być zupełnie od czym innym, jednak w ostatni poniedziałek został bardzo nagłośniony jako Blue Monday, czyli najbardziej depresyjny dzień w roku. Zainspirowało mnie to do pewnych refleksji, którymi chciałem się z wam podzielić. Przede wszystkim zacząłem się zastanawiać, skąd taki dzień się wziął. Ciekawe, czy wy wiecie? Dla mnie logiczne było, że ustanawiając taki dzień, powinno się bazować na statystykach zachorowań, hospitalizacji, na badaniach klinicznych, subiektywnej ocenie swojego stanu przez pacjentów w tym konkretnym dniu, czy choćby statystyce samobójstwo. Natomiast nic takiego nie pokrywa się z trzecim poniedziałkiem stycznia. Niektóre media mówią, że wtedy jest najwięcej samobójstw, co nie jest prawdą. Statystyki WHO pokazują jasno, że najwięcej samobójstwo jest odnotowywanych na wiosnę, na przełomie kwietnia i maja. Na pewno też nikt nie rozbija tego na poszczególne dni miesiąca… Więc wychodzi na to, że nie ma sensownych podstaw, żeby to właśnie trzeci poniedziałek stycznia uznać za najbardziej depresyjny.

Chciałem wam pokrótce opowiedzieć, w jaki sposób został on ustanowiony, ponieważ mnie to osobiście zafascynowało. Zrobił to brytyjski psycholog, pracownik uniwersytetu, nie opierając się na żadnych badaniach i statystykach, a jedynie na swoich wrażeniach. Co więcej, co jest już całkiem kuriozalne, stworzył wzór pseudomatematyczny, dzięki któremu obliczył, że będzie to trzeci poniedziałek stycznia. Problem w tym, że ten wzór składa się z czynników, które są niemierzalne, w związku z czym jest on czysto abstrakcyjny i oparty dokładnie na niczym. W tym wzorze odnosi się do 3 rodzajów czynników. Po pierwsze do czynników meteorologicznych, w styczniu jest paskudna pogoda. Po drugie ekonomicznych, zaczynamy spłacać długi poświąteczne. I w końcu po trzecie, psychologicznych. Wskazuję drugą połowę stycznia jako czas, kiedy już minęliśmy się z naszymi postanowienia noworocznymi i konfrontujemy się z nowym rokiem i nowymi realiami. Także, sami widzicie, że są to czynniki całkowicie subiektywne i w żaden sposób niemierzalne.

Dlaczego Blue Monday szkodzi?

Dlaczego uważam, że wyróżnienie takiego dnia samo w sobie jest szkodliwe? Dlatego, że on nie niesie, żadnego dalszego pozytywnego przekazu. Jedyne co wiemy, czy co słyszymy w mediach, to to, że jest to najgorszy dzień w roku. Chciałoby się powiedzieć „nie wychodźcie z domu, zabarykadujcie się i przeczekajcie”, bo tak mniej więcej ten dzień jest przedstawiany. Niestety właśnie, o ile naukowcy, psychiatrzy, psychologowie, praktycy i teoretycy, odcinają się od tego, o tyle tabloidy i media bardzo podchwyciły ten temat. Dzięki temu na ten konkretny dzień, wszystkie media mają gotowy temat i mają się czym zająć. Czemu to ma tak naprawdę służyć? Ja mam silne wrażenie, zarówno z własnych przeżyć, jak i ludzi dookoła mnie, że takie nagłaśnianie takiego konkretnego czasu, dnia, jako najbardziej depresyjnego w roku, czyli takiego dnia, w którym mamy czuć się źle, uruchamia w nas mechanizm samospełniającej się przepowiedni. Jest to mechanizm, dzięki, któremu nasze nastawieni do czegoś, zwiększa lub zmniejsza szanse na osiągnięcie tego czegoś. Kiedy do jakiegoś zadania, jesteśmy na starcie negatywnie nastawieni, myślimy, np. że nam się nie uda, to całkowicie nieświadomie prowokujemy porażkę. Przez nasze zachowania, przez to, że nie poświęcamy tyle czasu i energii na to zadanie, nie przykładamy się do niego wystarczająco, nie angażujemy się w nie, nie szukamy rozwiązań, a szybko się poddajemy. Uruchamia to kolejny mechanizm psychologiczny, czyli „samoutrudnianie”. Czyli to, że my sami sabotujemy szanse na sukces. To działa oczywiście też w drugą stronę, jeżeli jesteśmy do czegoś bardzo pozytywnie nastawieni, bardzo nam na czymś zależy, optymistycznie patrzymy na szanse powodzenia, to wtedy robimy wszystko by go osiągnąć. Zwiększa to dodatkowo nasze szanse, bo dzięki temu pracujemy ciężej, poświęcamy więcej czasu, bardziej się angażujemy, szukamy pomocy, wszystko, aby rozwiązać dany problem. Odnosząc to do Blue Monday, uważam, że zarówno, jeżeli jesteśmy ze względu na nasze wewnętrzne stany, światopogląd, nastrój w tym momencie, źle nastawieni, czy też jesteśmy nastawiani z zewnątrz jak np. w przypadku Blue Monday gdzie, jak tylko się obudzimy i włączymy któryś sprzęt, to w mediach będzie informacja o tym, że ten dzień będzie zły, że to najgorszy dzień w roku. Oraz to, że „mamy czuć się źle”, automatycznie delikatnie nasz nastrój może się pogarszać przez to i o ile u osób zdrowych, o stabilnej, wyrównanej samoocenie i emocjonalności to może wywołać delikatne wahnięcia. Np. sam się zacząłem zastanawiać, że może dzisiaj faktycznie jakoś gorzej się czuję itp. O tyle u osób niestabilnych emocjonalnie, o dużej chwiejności emocjonalnej, czy też u osób cierpiących na stany depresyjne, lękowe, stan jeszcze się pogarsza. Popadają oni w jeszcze większy dół i o ile u osób stabilnych ten nowy dzień, czyli wtorek w tym wypadku, mógł przynieść nowe wyzwania, nową radość życia, o tyle u osób depresyjnych, ten nowy dzień wcale nie przyniesie nowego, lepszego czasu, pozostaną w tym jeszcze głębszym dołku. Depresja to coś, co trwa, długo wcześniej przed Blue Monday i będzie długo później po tym poniedziałku, dlatego też wyróżnianie tego dnia, „święta”, tylko i wyłącznie krzywdzi te osoby. Tym bardziej że przekaz medialny nie jest taki, że to jest najgorszy dzień w roku i jak temu zaradzić, jak wspierać osoby cierpiące na stany depresyjne itp. a raczej schowaj się, przeczekaj, jutro będzie lepiej, natomiast dzisiaj jest najgorszy dzień w roku i tylko to jest podkreślane. Myślę, że we mnie samym budzi to frustracje, kiedy słyszę, że dzisiaj jest najbardziej depresyjny dzień w roku i nie słyszę komunikatu o tym, jak zadbać o siebie, żeby sobie z nim poradzić. Myślę przez to, że w każdym może to budzić pewien stres i dyskomfort, oczywiście, że są osoby, które nie zwrócą na to większej uwagi, ale uważam, że mimo wszystko każdy, choćby delikatnie, zareaguje na tego typu informacje.
Chciałbym wrócić jeszcze do naukowej definicji Blue Monday. Tam jest bardzo podkreślany ten czynnik psychiczny, czyli to, że połowa stycznia to czas, kiedy mierzymy się z tym, że nie spełniliśmy swoich postanowień noworocznych, czy też, z tym że zaczynamy spłacać zobowiązania zaciągnięte na rzecz świąt, prezentów itp. Myślę, że w tej części jest ziarno prawdy. Nie usprawiedliwia to oczywiście istnienia takie dnia jak Blue Monday. W każdy razie fakt jest taki, myślę, że dobre 90% postanowień noworocznych, faktycznie skończy się fiaskiem. Dlaczego się tak dzieje? Widzę dwa powody.
Po pierwsze, w jaki sposób dobieramy te cele noworoczne, jeżeli zastanowilibyśmy się nad celami, które w tym, czy w zeszłych latach sobie postawiliśmy, często są zupełnie nieadekwatne do rzeczywistości. Zazwyczaj nasze własne oczekiwanie jest takie, że od nowego roku zmieniam swoje życie, jakąś sferę swojego życia, o 180 stopni. To postanowienie musi być czymś wielkim, zmiana musi być spektakularna. W momencie, kiedy 2 stycznia zaczynamy o tym myśleć, okazuje się, że taka spektakularna zmiana z dnia na dzień jest niemożliwa. Z jednej strony myślę, że są cele, które w ogóle są nie do spełnienia po prostu, ze względu na różne czynniki naszego życia, czy to ekonomiczne, czy też zobowiązania, które musimy spełnić, z zeszłego roku, czy codzienne obowiązki, warunki rodzinne, które nie pozwalają na duże ruchy, przez co tak naprawdę od razu to odpada. Nawet jeżeli próbujemy te zmiany wprowadzać, to rodzi to w nas tylko i wyłącznie frustrację i nic więcej z tego nie mamy. Zderzamy się ze ścianą, pojawia się frustracja, boli przez jakiś czas, a potem wracamy do naszego codziennego życia takim, jakie ono było przed nowym rokiem.
Drugim powodem, jest to, że nieadekwatnie podchodzimy do tych celów, tzn. oczekujemy spektakularnego efektu już jutro, zamiast racjonalnie te zmiany zaplanować. Podzielić je na mniejsze cele, zastanowić się co jest realne, w jaki sposób i w jakim czasie można to osiągnąć. Wymaga to jednak planowania i odroczenia gratyfikacji, jaką jest osiągnięcie tego celu o pewnie kilka tygodni, miesięcy, a może nawet parę lat. A to już frustruje i deprymuje, ta zmiana ma nastąpić tu i teraz, a nie za kilka miesięcy, w związku z czym odpuszczamy. To jest ten słomiany zapał, okazuje się, że nie da się tej zmiany spektakularnej przeprowadzić, więc nie robimy nic.
Kolejnym powodem, dla którego te postanowienia noworoczne nie wychodzą, wiąże się to z ekonomicznymi czynnikami, jest to na ile te cele, do których dążymy, są faktycznie naszymi celami. W jakim stopniu są wyrazem naszych potrzeb i pragnień, a na ile są celami, które zostały nam narzucone. Jak dalece są celami, które mają spełniać oczekiwania społeczne, oczekiwania najbliższych nam osób. Mam poczucie, że większość celów noworocznych, jest narzucana nam z zewnątrz. Związane są z pewną presją społeczną, czy to z naszego otoczenia, czy też społeczeństwa ogólnie patrząc, przez media. Każdy z nas tego doświadczył, kiedy włączycie Internet, albo obejrzycie jakieś reklamy, to widać, że propagowany jest bardzo aktywny styl życia i wszędzie jest nacisk na to, żeby się zmieniać i rozwijać. Pod względem finansowym, czyli zarabiaj więcej, pod względem duchowym, medytuj, wyciszaj się, analizują się dogłębnie itd., także, żeby rozwijać się społecznie, załóż rodzinę, miej przyjaciół, miej gromadkę dzieci itd. Więc zbierając to wszystko razem, to powinniśmy we wszystkich sferach naraz się rozwijać, aby nadążyć za oczekiwaniami społecznymi. Natomiast umówmy się, to jest niewykonalne… Dodatkowo czy my naprawdę potrzebujemy w tych wszystkich sferach w danym momencie jakoś bardziej się rozwijać, czy dana sfera jest dla nas satysfakcjonująca. Patrząc na presję społeczną z tego najbliższego dla nas otoczenia, czyli nasi znajomi, korzystając z social mediów, Facebook, Twitter itp. wychodzi na to, że tak naprawdę wszędzie widzimy to, że ludzie są szczęśliwi, rozwijają się we wszystkich sferach życia na 100%, są piękni, młodzi, bogaci i odnoszą same sukcesy. Wiem o tym, że to samo budzi pewną presję, nikt nie musi tego wprost mówić, czy sugerować, tylko faktycznie ja też bym tak chciał, jest w nas zazdrość, bo skoro on, czy ona może tak różowo żyć, to ja też tak mogę, bardzo bym chciał, a mi nie wychodzi. Próbuję pewne rzeczy zmieniać, a i tak mi nie wychodzi mimo wszystko. Z drugiej strony jest w tym taka presja, że każdy powinien, taki być i tak mieć. Odczuwamy wszyscy w jakimś stopniu taką frustrację, że można więcej i lepiej, może to życie być bardziej różowe. Natomiast kiedy uda nam się z którymś z tych znajomych spotkać i porozmawiać, no to okazuje się, że wcale nie jest ono takie różowe, wcale nie jest bezproblemowe, ta osoba wcale nie rozwija się tak strasznie na wszystkich polach, a jedynie kreuje swój obraz w social mediach. Prawda jest taka i wszyscy o tym racjonalnie wiemy, tylko czasem nam to umyka, że nikt nie ma różowego życia. Każde życie składa się ze wzlotów, okresów dobrostanu, dobrobytu, ale też z upadków, kryzysów, problemów dnia codziennego. Tego różowego życia tak naprawdę nie ma. Presja społeczna… zobaczcie jak ona strasznie silnie na nas działa. Budzi bardzo silną frustrację i stres w nas wszystkich, bo jest taką niekończącą się pogonią, za czymś, co nie istnieje, a media pokazują nam, że jest na wyciągnięcie ręki. Chociaż jak tę rękę wyciągamy, to się nam sukcesywnie oddala. Tutaj na chwilę zahaczę o tę kwestię ekonomiczną, która przy Blue Monday była wskazana. Jest część osób, która z okazji świąt stara się bardzo spełnić, często nie wypowiedziane, ale odczuwalne oczekiwania najbliższych, czy może tej dalszej rodziny. W związku z tym trzeba zorganizować wystawną kolację wigilijną, czy obiad świąteczny, śniadanie świąteczne itp., muszą być wielkie prezenty itd. Zobaczcie, kiedy ostatnio mówiliśmy, patrząc ogólnospołeczne, w mediach itd., o prezentach jako o symbolu pamięci o drugiej osobie, o drobiazgu który ma być miłym akcentem dla drugiej osoby. Zazwyczaj mówiąc o prezentach, mówimy o tym, ile Polacy wydali tysięcy na prezenty, bo prezent nie może być za kilkadziesiąt złotych, tylko za kilkaset przynajmniej, czasem kilka tysięcy. Upragnionym prezentem nie jest już książka, dodatek do domu itp. za kilkanaście/kilkadziesiąt złotych, a prezentem jest quad, elektryczna hulajnoga, nowy komputer itd., czyli rzeczy, których wartość materialna jest dużo większa, przynajmniej o jedno zero. Tylko po co? Jest spora część osób, która ma potrzebę, chociaż w ten jeden dzień spełniać te oczekiwania i pokazać się z tej różowej, bogatszej strony. Natomiast w drugiej połowie stycznia przychodzą już zobowiązania, musimy rozliczyć się z tego, co robiliśmy przez te kilka świątecznych dni. Często niestety ludzie przez kolejne kilka miesięcy spłacają zobowiązania, które zaciągnęli, żeby przez te kilka dni poczuć się lepiej. Myślę, że to też bardzo frustruje i wywołuje silne napięcie i stres, bo przez to, że trochę zaszaleliśmy, a zobowiązania trwają kolejne miesiące, to ten czas jeszcze bardziej musimy zaciskać pasa, nie możemy sobie pozwolić na wiele rzeczy, na które moglibyśmy sobie pozwolić, gdyby nie ten kredyt. Także też pewna presja społeczna odczuwana przez nas, bo tak jak mówiłem, nie musi to być bezpośredni nacisk, a społeczne przekonanie, że tak, a nie inaczej trzeba coś zrobić.
Wracając teraz do samego zagadnienia presji społecznej, zobaczcie jak my wszyscy, jesteśmy na nią podatni, sprawia to, że tracimy gdzieś zdrowy rozsądek, przestajemy działać z własnymi pragnieniami, marzeniami, potrzebami, a zaczynamy spełniać pragnienia i potrzeby innych, społeczeństwa, co wcale nam na dobre nie wychodzi, a innym wcale na tym nie zależy. Nie inni korzystają z tego, czy mi się dobrze powodzi, tylko ja sam, a jeżeli ja do tego maniakalnie i często nieudolnie dążę, to tylko ja się frustruje, a społeczeństwo, ogólnie mówiąc, i tak tego nie dostrzega i nie zwraca na to uwagi. Łączy się to dla mnie z naszym tytułowym stresem, ponieważ cała ta presja, czy związana bezpośrednio z Blue Monday, czy presja społeczna, wywołuje straszną frustrację, z którą ciężko sobie poradzić na co dzień, chodzimy z przekonaniami i myślami, że trzeba coś ze sobą zrobić, coś zmienić, albo jakoś konkretnie się czuć… co zazwyczaj tylko szkodzi, a nie pomaga w żaden sensowny sposób.
Aby lepiej sobie radzić z takimi sytuacjami, nie popadać w tę frustrację, bardzo ważne jest, aby żyć w zgodzie ze sobą samym. Aby to, czego się podejmujemy, było w zgodzie z nami, z naszymi potrzebami, pragnieniami, marzeniach. Tak czy siak, to nie gwarantuje sukcesu, ale na pewno zwiększa szanse na ten sukces, ponieważ nasza motywacja jest bardziej prawdziwa i dużo silniejsza. Frustracja natomiast jest dużo mniejsza. Tak pomyślałem teraz, że jeżeli ta sugestia jest z zewnątrz od naszych najbliższych, to jest ona w dobrej wierze mówiona, jest to coś, co wiemy, że mogłoby nam się przydać, jak to żeby zadbać o swój wygląd np., czy kondycje, spróbować poszukać nowej pracy. Natomiast jeżeli ja to będę robić na siłę, że muszę to zrobić, bo inni naciskają, no to tylko frustracja będzie większa i nic z tego nie wyjdzie. Jeżeli natomiast ja to przyjmę, że ta osoba ma rację, że np. powinienem faktycznie zadbać o swoje zdrowie i chcę to realnie zrobić, czyli zinternalizujemy te oczekiwania, żeby one, nawet jeżeli pochodzą z zewnątrz, to stały się naszymi wewnętrznymi, to wtedy ten cel staje się na pewno bardziej realny. To, co ewidentnie się wiąże z postępowaniem w zgodzie ze sobą, to żeby we wszystkich postanowieniach, czy sugestiach, zachowywać zdrowy rozsądek. To, że to nie jest tak, że ktoś ma całkiem różowe życie i ja też tak mogę w kilka dni sprawić. Zdrowy rozsądek jest nam potrzebny we wszystkich takich sytuacjach i jeżeli my zachowany zdrowy dystans, dzięki któremu będziemy mogli bardziej na chłodno przemyśleć to, co w nas się pojawia w postaci tej presji społecznej, to będziemy w stanie bardziej racjonalnie do tego podejść i dokładniej zbadać to, czy jest to w zgodzie z nami i naszymi potrzebami, czy niekoniecznie, ale trzeba/muszę do tego dążyć.

Podsumowanie

Z tą puentą chciałbym zakończyć ten dzisiejszy podcast. Wyszedł dość długi… natomiast jako ciekawostkę, dość pozytywną, powiem wam że zaraz po Blue Monday we wtorek był dzień przytulania. Czyli pewnego rodzaju odbicie, zaraz po najbardziej depresyjnym dniu nastąpił dzień, który miał przynieść ukojenie, radość, wyrównanie nastroju. Takie święta powinniśmy promować jak najczęściej i najwięcej, jak najbardziej nagłaśniać. Myślę, że one także, mogą zadziałać na zasadzie samospełniającej się przepowiedni.

Kiedy będziemy mówić o tym, że relacje z bliskimi są ważne, będziemy mieli większą szansę dostać coś pozytywnego od innych. Nie walcząc ze sobą i starając się osiągnąć cokolwiek, a jedynie będąc ze sobą i myślę, że to jest najważniejsze. Jeżeli będzie bliskość zarówno fizyczna, jak i psychiczna to będziemy mieli szanse na większe wzajemne wsparcie. Dzięki temu, puentując, różne cele, które sobie wyznaczamy, zinternalizujemy, aby stały się naszymi własnymi i zwiększymy szanse na ich powodzenie. Czego i sobie i wam wszystkim życzę.

Dziękuje wam bardzo za dzisiaj. Tak jak zapowiadałem tydzień temu, mam dla was małą niespodziankę. Zapraszam już w niedzielę wieczorem na pierwszy odcinek nowej podserii „Relaksacje”. Będą to konkretne scenariusze relaksacyjne. Dzięki nim, będziecie mogli wyciszyć się, uspokoić, nauczyć też pewnych konkretnych technik relaksacyjnych przed nowym tygodniem ciężkiej pracy. Zapraszam w niedziele wieczorem.

Dziękuje wam bardzo,
do usłyszenia.

Related Post